czwartek, 25 października 2012

Wstydu nie masz?


Ostatnią książką, jaką miałyśmy przyjemność omawiać, był Wstyd Santiago Roncagliolo. 


Ponieważ rozmawiałyśmy o niej na wycieczce śladami Marianny, pozwolę sobie zamieścić tylko recenzję książki, zamiast relacji ze spotkania. Doniesienia z wyprawy spisałam wcześniej, ale mój podły komputer je pożarł i nie dojrzałam jeszcze do powtórnego zmierzenia się z tym tematem. Rany po komputerowej zdradzie są zbyt świeże.

Najpierw recenzja w wersji skróconej dla bardzo leniwych.

Co w tej książce NIE jest?
Matka NIEspełniona seksualnie,
Ojciec NIEwygadany,
Córka NIEdojrzała,
Kot NIE wykastrowany
Babcia NIE żyje
A co jest?
Dziadek na barykadach.
Wnuczek w krainie duchów.
Czyli wszystko co być i nie być w dobrej książce powinno. A więc  POLECAM.


Teraz już z powagą jak na poważną osobę, dla poważnych ludzi piszącą, przystało.

Na początek chciała bym zaznaczyć, że powieść ta nie ma nic wspólnego z głośnym filmem Wstyd Steve'a McQeena z 2011 roku. Książka Santiago Roncagliolo została zekranizowana w Hiszpanii, ale film ten nigdy nie trafił do polskich kin. Można go znaleźć w internecie pod oryginalnym tytułem Pudor.



Ciekawy i wyczerpujący materiał o autorze - tym razem - przygotowała Wiola. Dzielnie walczyła z językiem hiszpańskim, by zdobyć jak najwięcej informacji o Santiago Roncagliolo. ¡Olé!' 

Dzięki, Wiola! Zwłaszcza że przykuć na dłużej uwagę tylu niesfornych kobiet, to nie lada sztuka.

Postać autora i jego życiowe losy, w wypadku tej książki, mogą mieć spory wpływ na interpretację fabuły. Moim zdaniem ta wiedza unaocznia nam, jak duże zrozumienie dla samotności i wyobcowania swych bohaterów ma Roncagliolo. Urodził się on w Peru, lecz gdy miał zaledwie 2 lata, jego rodzina zmuszona była, z powodów politycznych, wyemigrować do Meksyku. Do ojczystego kraju wrócił dopiero, gdy miał 10 lat. Jak się okazało, czas spędzony na obczyźnie odcisnął znaczące piętno na jego całym życiu. Roncagliolo sam mówi, że w Meksyku jako emigrant był obcy, nie był u siebie, czuł się wyizolowany i odrzucony. Niestety powrót do Peru nie poprawił sytuacji, gdzie także traktowany był jak odmieniec. Kluczowe lata dzieciństwa spędzone na emigracji sprawiły, że zachowywał się inaczej, mówił inaczej niż jego koledzy - na początku miał problem, żeby ich zrozumieć. Stał się obcym we własnym kraju.
Jego najlepszą bronią w walce z szyderstwami i wrogością czy wręcz agresją rówieśników był błyskotliwy, ostry język - stał się mistrzem ciętej riposty. Te młodzieńcze lata w pewnym sensie zdeterminowały  jego literacką przyszłość. 



Wstyd to powieść przedstawiająca kilka dni  z życia peruwiańskiej rodziny Ramosów. Choć tak naprawdę jest zbiorem kilku historii, gdyż każdy w tej powieści ma swój głos i opowiada swoją historię - od kota począwszy, poprzez kilkuletniego Sergia, na dziadku skończywszy. Wszyscy bohaterowie są w jakiejś przełomowej chwili swego życia, każdy ma swoje problemy, którymi nie potrafi dzielić się z resztą bliskich, każda próba nawiązania kontaktu kończy się fiaskiem, gdyż nikt nikogo tak naprawdę nie słucha. Myślę, że równie dobrze książka ta mogłaby nosić tytuł Samotność, wszyscy tutaj są samotni, nie mają wsparcia w sobie nawzajem, nawet kot ma poczucie odrzucenia. Nie chodzi tu tylko o nie zrozumienie ze strony rodziny, żadne z bohaterów nie ma przyjaciół, Mariana zniechęca do siebie swoją jedyną koleżankę, Sergio bliżej jest z duchami niż rówieśnikami. Nie bez znaczenia jest tu ciągle przewijający się wątek seksualny, myśli erotyczne prześladują tutaj każdego na inny sposób, są źródłem zażenowania i zawstydzenia, trudno zresztą nawet nazwać to erotyzmem, częściej jest to seksualność odarta z typowo erotycznego podniecenia. Obawa przed rozmową na tematy intymne jest motorem napędzającym zachowania destrukcyjne, w tej kategorii mieści się także nieumiejętność rozmowy o śmiertelnej chorobie. Ostatecznie wszystkie ich poczynania wynikają z wszechogarniającego poczucia osamotnienia i niezrozumienia. 
Czy Wstyd jest tym uczuciem, które nie pozwala im na otwarcie się, nawiązanie zdrowych więzi rodzinnych? 
Mariana wstydzi się, że nie jest dość kobieca i próbuje nawiązać romans z koleżanką,  Sergio nie rozumie przypadkowo zaobserwowanych sytuacji erotycznych i widzi duchy, dziadek szuka miłości u staruszki, z którą wiele lat wcześniej pragnął romansować, Alfredo wikła się w niezamierzony związek ze swoją sekretarką tylko dlatego, że nie umie powiedzieć o swej chorobie, jego żona sama sobie wysyła liściki erotyczne, kot... no cóż, kot to dopiero ma problem....  
Tajemniczy Smród, który nasila się w domu bohaterów, to odór rozkładu, jakiemu ulega ta rodzina. Lucy próbuje go maskować, stara się znaleźć jego źródło, ale bezskutecznie, tak jak nieudolnie usiłuje ratować swoją rodzinę przed rozpadem.
Wszyscy czegoś się wstydzą, coś ukrywają. Cała książka jest pasmem sytuacji żenujących i onieśmielających, owiniętych w papier groteski, czarnego humoru i ironii. Świat przedstawiony momentami wydaje się wręcz oniryczny (zwłaszcza w opowieściach kota i Sergia). Santiago Roncagliolo wykazuje się doskonałym zrozumieniem natury ludzkiej, "bezwstydnie" obnaża nasze słabości. Sprawny język i niebanalnie skonstruowana fabuła sprawia, że książkę czyta się dobrze i szybko. Ale czy przyjemnie? Nie koniecznie. Jest to rodzaj literatury zmuszający do myślenia i pozostawiający ślad niepokoju. Polecam tę książkę bardzo gorąco, chociaż może nie jako lekturę do poduszki. 

To tyle Ja. A co o tym myślą pozostałe Dziewczyny?
Wiem na pewno, że książka  im się podobała...

środa, 24 października 2012

Gatki na maszt...

Klubowy okręt flagowy wciągnął gatki na maszt i wypłynął równo 2 lata temu.




Wszystkiego Najlepszego, Dziewczyny

Zaczęło się prozaicznie. Pewnego piątkowego przedpołudnia z Małą Mi i Wiolą długo rozmawiałyśmy o ostatnio przeczytanych książkach; gdy wróciłam do domu, nim jeszcze wysłuchałam pasjonującej relacji ze zmagań przedszkolnych mojego dziecięcia, zdążyłam odbyć czytelniczą telekonferencję z Pralinką; w sobotę spotkałam się z Lisseque i w przerwach między uspokajaniem mężów i oswajaniem dzieci dyskutowałyśmy o - i tu niespodzianka - książkach; a w niedzielę wieczorem, poruszając ważkie literackie tematy, osuszyłam z Nożycoręką butelkę ginu. Poniedziałkowy ból głowy uświadomił mi, że wrażeniami z lektury i trunkiem należałoby podzielić się z większą grupą ludzi. Uznałam, że gdyby zebrać wszystkie moje czytające znajome i zorganizować wspólne spotkanie książkowe, to musiałoby wyjść z tego coś... wybuchowego? Wyszło świetnie! Zaczynałyśmy skromnie, w siedem osób, dwie szybko się wykruszyły, ale w ich miejsce pojawiły się przyjaciółki moich przyjaciółek, a potem jeszcze ich przyjaciółki i jest nas teraz 13. Szczęśliwa liczba, choć pewnie jeszcze nie ostateczna.
Każda z nas jest inna, mamy różne temperamenty, poczucie humoru, zainteresowania, upodobania kulinarne, trunkowe i estetyczne, dzieli nas stan cywilny i majątkowy, stopień zadzieciowienia i poglądy na wychowanie. Są wśród nas bardzo, bardzo młode dziewczyny i młode dziewczyny :), mamy nawet różne upodobania literackie. Na pewno jednak mamy ze sobą wspólne dwie ważne rzeczy - zamiłowanie do czytania oraz potrzebę dzielenia się wrażeniami literackimi. Wszystko to sprawia, że nasze spotkania są ciekawe, dynamiczne i wyczekiwane z niecierpliwością.
 Spotykamy się najczęściej u mnie w mieszkaniu, ale bywa, że wychodzimy do kawiarni lub szturmujemy drzwi domu innej z Książniczek. Jak jest na spotkaniach? Gwarno, wesoło i zdecydowanie Babsko! Mój mąż najczęściej ucieka z domu, gdyż twierdzi, że w tym harmidrze nie słyszy własnych myśli. Straszny z niego Delikates. Nie może być tak źle, bo nasze dziecko w tym czasie spokojnie śpi w swoim pokoju :).
Zwyczajowo spotkanie rozpoczynamy od krótkiego wprowadzenia przygotowanego przez jedną z dziewczyn, dotyczy ono autora aktualnie omawianej książki, czasami także przybliża nam realia, w jakich osadzona jest powieść, wszystko zależy od potrzeby i inwencji prelegentki. Mile widziane są zdjęcia, mapki, filmiki i inne atrakcje. Czytamy głównie powieści, najczęściej obyczajowe, ale bardzo chętnie sięgamy także po reportaże. Nie wzbraniamy się właściwie przed żadnym gatunkiem literackim, odstrasza nas jedynie poezja. Nawet najgorszy wytwór pisarski może być dla nas przyczynkiem do świetnej dyskusji. Prawda jest taka, że im gorsza książka, tym lepsza rozmowa. Krytykować to my potrafimy...

I jeszcze Coś na Deser dla tych, co im Gatek mało.

Gaciasty Torcik