sobota, 22 grudnia 2012

Myszki, Gemyle i Tuleje

Ogłaszam listopad miesiącem Poznańskiej Wildy. Niech się stanie...
Na naszą aktywną jedenastkę aż 6 dziewczyn jest bezpośrednio związanych z Wildą. Tych, co to nie sum Poznanioki, informuję, że to stara, dawniej robotnicza w dużej mierze dzielnica Poznania. (Skromnie dodam, że obecnie jest zamieszkana przez wiele znakomitości.) W związku z czym z radością przystałyśmy na propozycję Ludeczki, by w listopadzie omówić Grzeszne miasto Marii Rataj, które opowiada o zaułkach właśnie naszej dzielnicy  i... nie pożałowałyśmy.

Wieczór był wyjątkowy dzięki gościowi, który za sprawą Ludeczki zechciał uświetnić nasze spotkanie. Była nim Pani dr Magdalena Mrugalska-Banaszak, kierowniczka Muzeum Historii Miasta Poznania, autorka wielu artykułów i książek o Poznaniu i Wildzie, między innymi: Wilda – dzielnica Poznania 1253 – 1939; Przedwojenna Wilda. Najpiękniejsze fotografie; Ortaliony, neony, syfony. Poznań w latach 60. XX wieku; Jedna dekada – dwie odsłony. Poznań w latach 50. XX wieku;  Śledztwo w sprawie króla smalcu. Życie codzienne rodziny Jezierskich na początku XX wieku w Poznaniu.



Pani Mrugalska-Banaszak jest wielką miłośniczką książki Marii Rataj i to między innymi za jej namową wydawnictwo Kwartet opublikowało Grzeszne miasto. Dzięki niej nasze spotkanie zostało wzbogacone o pokaz slajdów ze zdjęciami dawnej Wildy oraz fotografiami rodzinnymi Marii Rataj i ciekawymi komentarzami na temat naszej ulubionej dzielnicy i życia codziennego dawnego Poznania.

Maria Rataj w stroju komunijnym
Maria Rataj w latach 30. XX w.
                                 

Były quizy i zagadki, czyli  gdzie co było na dawnej Wildzie, a co jest tam teraz. Mogłyśmy zweryfikować swoją wiedzę (lub raczej niewiedzę) dzięki wykonanej  przez panią doktor Mrugalską mapie Górnej Wildy wraz z przedwojenną numeracją.
Ponieważ strasznie wrażliwe i poważne z nas niewiasty, doskonale się bawiłyśmy, czytając i omawiając to wzruszające dzieło. Jako że chęć częstej i bogatej wypowiedzi u większości z nas jest ponadprzeciętna, ciekawe i pouczające okazało się obcowanie z gwarą poznańską. Rzadko brakuje nam słów, ale poznańsko godka zdecydowanie rozsznurowała nam języki. Wieczór upłynął na śledzeniu opisów ulic, szukaniu znajomych i wciąż istniejących miejsc, zgadywaniu, gdzie znajdowały się znane Myszce, a już zapomniane zaułki, domy, miejsca rozrywki i zabawy, między innymi jej ukochane kina i lunapark.
Dzięki Jarząbkowi dotarłyśmy do informacji na temat Kogutków, ulubionych "cukiereczków" matki Myszki, czyli najpopularniejszych ówcześnie środków przeciwbólowych (Goździkowa byłaby zachwycona). Swoją drogą dilerka w tamtych czasach była zdecydowanie łatwiejsza niż obecnie :)




Wraz z upływem czasu Myszka przenosi się z jednej części Poznania do drugiej, dzięki czemu udaje się nam podglądać okolice centrum, Święty Marcin i plac Wolności, a także Jeżyce. Niezwykła jest pokazana ówczesna obyczajowość (na tle najbliższego otoczenia Myszki przypominamy kółko różańcowe), problemy przeciętnych obywateli niekoniecznie tak bardzo, jak nam się wydaje, odbiegające od kłopotów, z jakimi borykamy się obecnie. Współczesne nastolatki wprawdzie nie chodzą już na migane, ale niejedna imprezka zapewne wiele się nie różni od tych nocnych schadzek na poznańskiej Dolinie. Wiele dylematów jest współcześnie tak samo istotnych jak dawniej, np. problem aborcji, nieświadomości seksualnej, pedofilii.

poniedziałek, 17 grudnia 2012

Zespół

Nie zapomniałam! Tak jak obiecałam, zamieszczam kilka słów o Nas, czyli dziewczynach spod znaku Książki i Gatek.
Teoretycznie jest nas 13, lecz rzadko pojawia się więcej niż 10 osób na spotkaniu. Pozwoliłam sobie przeprowadzić mikroankietę wśród dziewczyn i zebrać trochę informacji, które mogę posłać w świat. Postanowiłyśmy, że dla zabawy i przyjemności (bo przecież nie ze skromności) występować będziemy pod pseudonimami. Niektóre z nas swoje przydomki miały już od dawna, inne dopiero się ochrzciły.
Mój urodził się wraz z Gatkami i niemal od początku zwą mnie Matką Założycielką :)


Ja nas wymyśliłam, ukonstytuowałam, uprawomocniłam i rządzę sobie z wyżyn mego fotela tym babskim zgromadzeniem od ponad 2 lat. Może powinnam wymyślić nam logo i jakieś tajne obrzędy. Jedni mieli cyrkiel i węgielnicę, inni czaszkę i skrzyżowane piszczele, to może dla nas książki i galotki? Każda nowa kandydatka będzie musiała przeczytać Mariannę i róże (będzie oczywiście egzamin z treści), upiec ciasto z zakalcem i opowiedzieć o sobie przynajmniej 3 kompromitujące historie... Coraz bardziej podoba mi się ta zabawa. Niepoważne? Bo ja chyba dość niepoważna jestem.
Kim jestem? Molem książkowym i internetowym, filmożercą, wariatem rockowym, jazzowiczką, utajoną romantyczką, uzależnioną od towarzystwa gadułą.
Jaka jestem? Chciałoby się tak romantycznie i ckliwie nieco napisać za Bogusławem Mecem: 
"Naprawdę jaka jesteś, nie wie nikt..."

Lecz tak naprawdę na ten temat powinny wypowiedzieć się Książniczki.

Gaciasty Klub założyłam właśnie z powodu mojego gadulstwa i uzależnienia od książek, towarzystwa i rozmów. Dzięki klubowi zetknęłam się z nieprzeciętnymi, ciekawymi  kobietami żyjącymi z pasją, humorem i dystansem do siebie i świata. Jest to dla mnie wielka radość spotykać tak wspaniałych ludzi, z którymi nie miałabym szans zetknąć się w innych okolicznościach.
Dobra, dość już tego kadzenia :) Zresztą wszyscy wiedzą, że to fajne dziewczyny są.

Prezentację zacznę od Jarząbka


gdyż zawsze pierwsza odpowiada na moje maile, wezwania i narzekania :), więc uczynię z tego pierwszeństwa honorową nagrodę za rzetelność, życzliwość i oddanie Naszej sprawie (poza tym zawsze jako pierwsza czyta i komentuje moje Gaciowe wypociny). 
W moje skromne progi jeszcze na początku naszej działalności zaprosiła ją Wiola.
Jarząbek sama o sobie pisze:
45 lat, mężatka, matka dorosłej córki.
Jestem bardzo towarzyska i nie znoszę stagnacji. U mnie ciągle musi się coś dziać, zmiany, zmiany, zmiany.
Potwierdzam, wszystko to prawda szczera, co do wieku tylko pewności nie mam. Czyżby sobie kilka lat dodała, może żeby nobliwszą się wydawać?
Ja od siebie mogę dodać, że Jarząbek to lekko szalona, pogodna, bardzo ciepła i zawsze gotowa do pomocy Kobitka. Z urodzenia poznanianka-wildzianka pielęgnująca w sobie sentyment i wielką nostalgię do rodzinnego miasta i dzielnicy. Przy swoim ogromnym poczuciu humoru, spostrzegawczości i dystansie do własnych spraw mogłaby śmiało napisać zabawną i niezwykle ciekawą autobiografię. Postanowiłam, że każdej dziewczynie przypiszę książkę, z jaką mi się kojarzy. Zacznę więc od niespodzianki, bo dla mnie książką kojarzącą się z Jarząbkiem jest... Przeminęło z wiatrem Margaret Mitchell (mam nadzieję, że nikt się nie udusił ze śmiechu).
Jarząbek tworzy doskonały duet z Maryniką,


którą szczęśliwie wprowadziła do naszego Gaciowego towarzystwa ponad rok temu (właściwie gdyby napisały coś razem, miałyby szansę na sensacyjną literacką karierę międzynarodową).
Marynika w moich oczach to Artystka-Aktywistka! Na swój temat napisała: zupełnie dorosła, mama dwóch córek, wielbicielka książek, biegania po muzeach i gotowania . Zawodowo spełniona, lekko zaledwie naiwna optymistka.  
Co do naiwności, śmiem wątpić, jeśli zaś chodzi o resztę, mogę się jedynie zgodzić. Odnoszę nawet wrażenie, że Praca to jej Życie, Życie to jej Praca! Pierwsze skojarzenia, gdy przychodzi mi na myśl Marynika: sztuka, pasja, energia.  
Dodam, że nie chciałabym nigdy stanąć z Maryniką po przeciwnych strona barykady, bo w słownej potyczce z nią padłabym trupem po pierwszym zdaniu! Jest Królową zabawnej, niekiedy zjadliwej i cudownie trafnej riposty, puenty, zaskakujących sformułowań i spostrzeżeń... aż zazdrość bierze :) (za to ja chyba królową rymu częstochowskiego zostanę). Próbkę jej możliwości można przeczytać w recenzji do Paraiso Travel. Sama sobie wybrała Słownik wyrazów bliskoznacznych, choć ja bym dorzuciła jeszcze Szaleństwa panny Ewy Kornela Makuszyńskiego :)
Marynika ogromne zamiłowanie do sztuki dzieli z Ludeczką


która na pierwsze spotkanie minionej wiosny przyszła właśnie za jej sprawą. A co Ludeczka o Ludeczce napisała?
Lubię miłe towarzystwo i lubię się śmiać. Lubię też czytać, to oczywiste, niektóre książki po trzy razy, a inne tylko do połowy.
Jest z nami od niedawna, ale chyba od razu doskonale się w naszym towarzystwie odnalazła. Mimo cichego i spokojnego charakteru, szalenie zaangażowała się w nasze Klubowe sprawy. Poprosiłam, by kilka zdań o Ludeczce napisał Ktoś-kto-doskonale--zna:
Ludeczka, mama dwójki udanych synów, zdolna projektantka i pedagog w jednym, zapalona czytelniczka prawdziwych historii i reportaży. Wszechstronnie uzdolniona plastycznie i muzycznie, a przy tym wypróbowany i wierny przyjaciel. 
To pisałam ja, Marynika, która znajomością z Ludeczką cieszy się już od ponad ćwierć wieku :-)
Dla niej wybrałam Bezsenność w Tokio Marcina Bruczkowskiego. 

czwartek, 8 listopada 2012

O Rajuś...

Nasze spotkane 26 października było wielce bogate we wrażenia.
Obchodziłyśmy Klubowe 2 urodzinki i udało mi się zaskoczyć Książniczki cudnym tortem w kształcie książki z wypisanymi naszymi imionami. Pani w cukierni pytała, czy to do żłobka.

Jak pokroić tort i inne zagadki matematyczne, Ian Stewart

Władczynie: kobiety, które tworzyły historię, Gertrud Fussenegger

Jak to wśród kobiet bywa, przynajmniej połowa z nas jest na jakiejś diecie, co nie przeszkadza nam zazwyczaj osłodzić sobie wieczoru, bo jak wiadomo: wszystko co dobre jest nielegalne, niemoralne albo tuczy - a my uwielbiamy to co dobre, więc moralnością i kaloriami zbytnio się nie przejmujemy, nielegalnego staramy się jednak unikać :) Do tego człowiek nie ryba..., a skoro in vino veritas... Tak więc należycie zaopatrzone, a co za tym idzie dobrze usposobione, mogłyśmy przystąpić do poważnej rozmowy, tym razem o książce Paraiso Travel Jorge Franco.



W świat Jorge Franco wprowadziła nas Marynika. Był oczywiście sex, narkotyki i... mafia w Medellín, bo w końcu to Kolumbia, choć jak na możliwości lokalne autor należy raczej do tych grzecznych i ułożonych. Dyskusja tego wieczoru była wartka, pełna błyskotliwych spostrzeżeń (zresztą jak zwykle) i o dziwo, niemal cała na temat :). Głosy co do walorów literackich Paraiso były podzielone, aczkolwiek szala dość znacznie przechyliła się na korzyść owej powieści. Mimo iż oponentki walczyły zaciekle, frakcja ZA uzyskał miażdżącą przewagę.
Najlepiej jednak przytoczę kilka opinii:

Jarząbek: Wszyscy już oczywiście wiedzą, że była dla mnie potwornie nudna. Strasznie drażniła mnie postawa głównego bohatera.

Marynika: Książka o tym, że los jest ślepy, zwłaszcza ten prowadzony przez kulawe pomysły.  

Wiola: Książka o chłopaku, który błąkał się po swoim życiu bez celu, ładu i składu, a właściwie to sterczał w tym życiu jak kołek, zatknięty bezpiecznie w znanym płocie. Aż znalazł sobie busolę-Reinę i jej się trzymał, bo nie wymyślił nic innego. Dał się wywlec ze swojego płotu, ciągać bezwolnie po świecie przez czyjeś marzenia, bo uznał je za własne. Dopiero strata busoli-Reiny pozwoliła mu znaleźć siebie, swoje własne myśli, może jeszcze nie własne marzenia, ale jakiś początek nastąpił. "Paraiso Travel" - Biuro Podróży do Wnętrza Siebie - co cię nie zabije, to cię wzmocni!  

Mała Mi: Być może wielu czytelników znajduje w tej książce głębokie treści estetyczne i literackie - ja niestety nie należę do tych szczęśliwców. 

Ludeczka: Dojrzewanie do samodzielności w ekstremalnych warunkach. Książka jest wystarczająco filmowa, żeby darować sobie oglądanie filmu nakręconego na jej podstawie.

Lisseque: Lektura odrobiona, ale bez fajerwerków. Po raz kolejny potwierdza, że chuć i pieniądze kręcą naszym globem. Ogólnie rozczarowanie i językiem i treścią : główny bohater niby się zgubił,ale jak to w amerykańskim filmie trafił na ludzi -Aniołów co to go przygarnęli do serca. Szukał Reiny , a co właściwie znalazł ?  Po przeczytaniu nie znam odpowiedzi na to pytanie.

Nożycoręka: Niezłe, warte poznania, czytadło z happy endem ale tęsknić jednak nie będę.

Gipiura:  Dla niektórych „Paraiso Travel” jest klasyką american dream. Dla innych opowieścią o wielkiej i romantycznej, ale też ślepej miłości. Dla mnie jest historią o najtrudniejszym rozdziale w życiu każdego człowieka – o dojrzewaniu. Dojrzewaniu, które częstokroć, aby zakończyć się pełną integracją osobowości musi być procesem trudnym, bolesnym i głębokim. Dla bohatera powieści jest on tak głęboki, że dopiero sięgnięcie dna, zarówno tego dosłownego, fizycznego, symbolizowanego nie tylko przez brud i zimno nowojorskich ulic, lecz też przez realizm publicznych toalet, jak i sięgnięcie dna swojej duszy, zwieńcza się sukcesem odkrycia siebie. A mnie się to odkrycie spodobało

Matka Założycielka (czyli JA): Bo to zła kobieta była... Książka za to niczego sobie.

Drogie Książniczki, czekam na więcej opinii!

czwartek, 25 października 2012

Wstydu nie masz?


Ostatnią książką, jaką miałyśmy przyjemność omawiać, był Wstyd Santiago Roncagliolo. 


Ponieważ rozmawiałyśmy o niej na wycieczce śladami Marianny, pozwolę sobie zamieścić tylko recenzję książki, zamiast relacji ze spotkania. Doniesienia z wyprawy spisałam wcześniej, ale mój podły komputer je pożarł i nie dojrzałam jeszcze do powtórnego zmierzenia się z tym tematem. Rany po komputerowej zdradzie są zbyt świeże.

Najpierw recenzja w wersji skróconej dla bardzo leniwych.

Co w tej książce NIE jest?
Matka NIEspełniona seksualnie,
Ojciec NIEwygadany,
Córka NIEdojrzała,
Kot NIE wykastrowany
Babcia NIE żyje
A co jest?
Dziadek na barykadach.
Wnuczek w krainie duchów.
Czyli wszystko co być i nie być w dobrej książce powinno. A więc  POLECAM.


Teraz już z powagą jak na poważną osobę, dla poważnych ludzi piszącą, przystało.

Na początek chciała bym zaznaczyć, że powieść ta nie ma nic wspólnego z głośnym filmem Wstyd Steve'a McQeena z 2011 roku. Książka Santiago Roncagliolo została zekranizowana w Hiszpanii, ale film ten nigdy nie trafił do polskich kin. Można go znaleźć w internecie pod oryginalnym tytułem Pudor.



Ciekawy i wyczerpujący materiał o autorze - tym razem - przygotowała Wiola. Dzielnie walczyła z językiem hiszpańskim, by zdobyć jak najwięcej informacji o Santiago Roncagliolo. ¡Olé!' 

Dzięki, Wiola! Zwłaszcza że przykuć na dłużej uwagę tylu niesfornych kobiet, to nie lada sztuka.

Postać autora i jego życiowe losy, w wypadku tej książki, mogą mieć spory wpływ na interpretację fabuły. Moim zdaniem ta wiedza unaocznia nam, jak duże zrozumienie dla samotności i wyobcowania swych bohaterów ma Roncagliolo. Urodził się on w Peru, lecz gdy miał zaledwie 2 lata, jego rodzina zmuszona była, z powodów politycznych, wyemigrować do Meksyku. Do ojczystego kraju wrócił dopiero, gdy miał 10 lat. Jak się okazało, czas spędzony na obczyźnie odcisnął znaczące piętno na jego całym życiu. Roncagliolo sam mówi, że w Meksyku jako emigrant był obcy, nie był u siebie, czuł się wyizolowany i odrzucony. Niestety powrót do Peru nie poprawił sytuacji, gdzie także traktowany był jak odmieniec. Kluczowe lata dzieciństwa spędzone na emigracji sprawiły, że zachowywał się inaczej, mówił inaczej niż jego koledzy - na początku miał problem, żeby ich zrozumieć. Stał się obcym we własnym kraju.
Jego najlepszą bronią w walce z szyderstwami i wrogością czy wręcz agresją rówieśników był błyskotliwy, ostry język - stał się mistrzem ciętej riposty. Te młodzieńcze lata w pewnym sensie zdeterminowały  jego literacką przyszłość. 



Wstyd to powieść przedstawiająca kilka dni  z życia peruwiańskiej rodziny Ramosów. Choć tak naprawdę jest zbiorem kilku historii, gdyż każdy w tej powieści ma swój głos i opowiada swoją historię - od kota począwszy, poprzez kilkuletniego Sergia, na dziadku skończywszy. Wszyscy bohaterowie są w jakiejś przełomowej chwili swego życia, każdy ma swoje problemy, którymi nie potrafi dzielić się z resztą bliskich, każda próba nawiązania kontaktu kończy się fiaskiem, gdyż nikt nikogo tak naprawdę nie słucha. Myślę, że równie dobrze książka ta mogłaby nosić tytuł Samotność, wszyscy tutaj są samotni, nie mają wsparcia w sobie nawzajem, nawet kot ma poczucie odrzucenia. Nie chodzi tu tylko o nie zrozumienie ze strony rodziny, żadne z bohaterów nie ma przyjaciół, Mariana zniechęca do siebie swoją jedyną koleżankę, Sergio bliżej jest z duchami niż rówieśnikami. Nie bez znaczenia jest tu ciągle przewijający się wątek seksualny, myśli erotyczne prześladują tutaj każdego na inny sposób, są źródłem zażenowania i zawstydzenia, trudno zresztą nawet nazwać to erotyzmem, częściej jest to seksualność odarta z typowo erotycznego podniecenia. Obawa przed rozmową na tematy intymne jest motorem napędzającym zachowania destrukcyjne, w tej kategorii mieści się także nieumiejętność rozmowy o śmiertelnej chorobie. Ostatecznie wszystkie ich poczynania wynikają z wszechogarniającego poczucia osamotnienia i niezrozumienia. 
Czy Wstyd jest tym uczuciem, które nie pozwala im na otwarcie się, nawiązanie zdrowych więzi rodzinnych? 
Mariana wstydzi się, że nie jest dość kobieca i próbuje nawiązać romans z koleżanką,  Sergio nie rozumie przypadkowo zaobserwowanych sytuacji erotycznych i widzi duchy, dziadek szuka miłości u staruszki, z którą wiele lat wcześniej pragnął romansować, Alfredo wikła się w niezamierzony związek ze swoją sekretarką tylko dlatego, że nie umie powiedzieć o swej chorobie, jego żona sama sobie wysyła liściki erotyczne, kot... no cóż, kot to dopiero ma problem....  
Tajemniczy Smród, który nasila się w domu bohaterów, to odór rozkładu, jakiemu ulega ta rodzina. Lucy próbuje go maskować, stara się znaleźć jego źródło, ale bezskutecznie, tak jak nieudolnie usiłuje ratować swoją rodzinę przed rozpadem.
Wszyscy czegoś się wstydzą, coś ukrywają. Cała książka jest pasmem sytuacji żenujących i onieśmielających, owiniętych w papier groteski, czarnego humoru i ironii. Świat przedstawiony momentami wydaje się wręcz oniryczny (zwłaszcza w opowieściach kota i Sergia). Santiago Roncagliolo wykazuje się doskonałym zrozumieniem natury ludzkiej, "bezwstydnie" obnaża nasze słabości. Sprawny język i niebanalnie skonstruowana fabuła sprawia, że książkę czyta się dobrze i szybko. Ale czy przyjemnie? Nie koniecznie. Jest to rodzaj literatury zmuszający do myślenia i pozostawiający ślad niepokoju. Polecam tę książkę bardzo gorąco, chociaż może nie jako lekturę do poduszki. 

To tyle Ja. A co o tym myślą pozostałe Dziewczyny?
Wiem na pewno, że książka  im się podobała...

środa, 24 października 2012

Gatki na maszt...

Klubowy okręt flagowy wciągnął gatki na maszt i wypłynął równo 2 lata temu.




Wszystkiego Najlepszego, Dziewczyny

Zaczęło się prozaicznie. Pewnego piątkowego przedpołudnia z Małą Mi i Wiolą długo rozmawiałyśmy o ostatnio przeczytanych książkach; gdy wróciłam do domu, nim jeszcze wysłuchałam pasjonującej relacji ze zmagań przedszkolnych mojego dziecięcia, zdążyłam odbyć czytelniczą telekonferencję z Pralinką; w sobotę spotkałam się z Lisseque i w przerwach między uspokajaniem mężów i oswajaniem dzieci dyskutowałyśmy o - i tu niespodzianka - książkach; a w niedzielę wieczorem, poruszając ważkie literackie tematy, osuszyłam z Nożycoręką butelkę ginu. Poniedziałkowy ból głowy uświadomił mi, że wrażeniami z lektury i trunkiem należałoby podzielić się z większą grupą ludzi. Uznałam, że gdyby zebrać wszystkie moje czytające znajome i zorganizować wspólne spotkanie książkowe, to musiałoby wyjść z tego coś... wybuchowego? Wyszło świetnie! Zaczynałyśmy skromnie, w siedem osób, dwie szybko się wykruszyły, ale w ich miejsce pojawiły się przyjaciółki moich przyjaciółek, a potem jeszcze ich przyjaciółki i jest nas teraz 13. Szczęśliwa liczba, choć pewnie jeszcze nie ostateczna.
Każda z nas jest inna, mamy różne temperamenty, poczucie humoru, zainteresowania, upodobania kulinarne, trunkowe i estetyczne, dzieli nas stan cywilny i majątkowy, stopień zadzieciowienia i poglądy na wychowanie. Są wśród nas bardzo, bardzo młode dziewczyny i młode dziewczyny :), mamy nawet różne upodobania literackie. Na pewno jednak mamy ze sobą wspólne dwie ważne rzeczy - zamiłowanie do czytania oraz potrzebę dzielenia się wrażeniami literackimi. Wszystko to sprawia, że nasze spotkania są ciekawe, dynamiczne i wyczekiwane z niecierpliwością.
 Spotykamy się najczęściej u mnie w mieszkaniu, ale bywa, że wychodzimy do kawiarni lub szturmujemy drzwi domu innej z Książniczek. Jak jest na spotkaniach? Gwarno, wesoło i zdecydowanie Babsko! Mój mąż najczęściej ucieka z domu, gdyż twierdzi, że w tym harmidrze nie słyszy własnych myśli. Straszny z niego Delikates. Nie może być tak źle, bo nasze dziecko w tym czasie spokojnie śpi w swoim pokoju :).
Zwyczajowo spotkanie rozpoczynamy od krótkiego wprowadzenia przygotowanego przez jedną z dziewczyn, dotyczy ono autora aktualnie omawianej książki, czasami także przybliża nam realia, w jakich osadzona jest powieść, wszystko zależy od potrzeby i inwencji prelegentki. Mile widziane są zdjęcia, mapki, filmiki i inne atrakcje. Czytamy głównie powieści, najczęściej obyczajowe, ale bardzo chętnie sięgamy także po reportaże. Nie wzbraniamy się właściwie przed żadnym gatunkiem literackim, odstrasza nas jedynie poezja. Nawet najgorszy wytwór pisarski może być dla nas przyczynkiem do świetnej dyskusji. Prawda jest taka, że im gorsza książka, tym lepsza rozmowa. Krytykować to my potrafimy...

I jeszcze Coś na Deser dla tych, co im Gatek mało.

Gaciasty Torcik