poniedziałek, 17 grudnia 2012

Zespół

Nie zapomniałam! Tak jak obiecałam, zamieszczam kilka słów o Nas, czyli dziewczynach spod znaku Książki i Gatek.
Teoretycznie jest nas 13, lecz rzadko pojawia się więcej niż 10 osób na spotkaniu. Pozwoliłam sobie przeprowadzić mikroankietę wśród dziewczyn i zebrać trochę informacji, które mogę posłać w świat. Postanowiłyśmy, że dla zabawy i przyjemności (bo przecież nie ze skromności) występować będziemy pod pseudonimami. Niektóre z nas swoje przydomki miały już od dawna, inne dopiero się ochrzciły.
Mój urodził się wraz z Gatkami i niemal od początku zwą mnie Matką Założycielką :)


Ja nas wymyśliłam, ukonstytuowałam, uprawomocniłam i rządzę sobie z wyżyn mego fotela tym babskim zgromadzeniem od ponad 2 lat. Może powinnam wymyślić nam logo i jakieś tajne obrzędy. Jedni mieli cyrkiel i węgielnicę, inni czaszkę i skrzyżowane piszczele, to może dla nas książki i galotki? Każda nowa kandydatka będzie musiała przeczytać Mariannę i róże (będzie oczywiście egzamin z treści), upiec ciasto z zakalcem i opowiedzieć o sobie przynajmniej 3 kompromitujące historie... Coraz bardziej podoba mi się ta zabawa. Niepoważne? Bo ja chyba dość niepoważna jestem.
Kim jestem? Molem książkowym i internetowym, filmożercą, wariatem rockowym, jazzowiczką, utajoną romantyczką, uzależnioną od towarzystwa gadułą.
Jaka jestem? Chciałoby się tak romantycznie i ckliwie nieco napisać za Bogusławem Mecem: 
"Naprawdę jaka jesteś, nie wie nikt..."

Lecz tak naprawdę na ten temat powinny wypowiedzieć się Książniczki.

Gaciasty Klub założyłam właśnie z powodu mojego gadulstwa i uzależnienia od książek, towarzystwa i rozmów. Dzięki klubowi zetknęłam się z nieprzeciętnymi, ciekawymi  kobietami żyjącymi z pasją, humorem i dystansem do siebie i świata. Jest to dla mnie wielka radość spotykać tak wspaniałych ludzi, z którymi nie miałabym szans zetknąć się w innych okolicznościach.
Dobra, dość już tego kadzenia :) Zresztą wszyscy wiedzą, że to fajne dziewczyny są.

Prezentację zacznę od Jarząbka


gdyż zawsze pierwsza odpowiada na moje maile, wezwania i narzekania :), więc uczynię z tego pierwszeństwa honorową nagrodę za rzetelność, życzliwość i oddanie Naszej sprawie (poza tym zawsze jako pierwsza czyta i komentuje moje Gaciowe wypociny). 
W moje skromne progi jeszcze na początku naszej działalności zaprosiła ją Wiola.
Jarząbek sama o sobie pisze:
45 lat, mężatka, matka dorosłej córki.
Jestem bardzo towarzyska i nie znoszę stagnacji. U mnie ciągle musi się coś dziać, zmiany, zmiany, zmiany.
Potwierdzam, wszystko to prawda szczera, co do wieku tylko pewności nie mam. Czyżby sobie kilka lat dodała, może żeby nobliwszą się wydawać?
Ja od siebie mogę dodać, że Jarząbek to lekko szalona, pogodna, bardzo ciepła i zawsze gotowa do pomocy Kobitka. Z urodzenia poznanianka-wildzianka pielęgnująca w sobie sentyment i wielką nostalgię do rodzinnego miasta i dzielnicy. Przy swoim ogromnym poczuciu humoru, spostrzegawczości i dystansie do własnych spraw mogłaby śmiało napisać zabawną i niezwykle ciekawą autobiografię. Postanowiłam, że każdej dziewczynie przypiszę książkę, z jaką mi się kojarzy. Zacznę więc od niespodzianki, bo dla mnie książką kojarzącą się z Jarząbkiem jest... Przeminęło z wiatrem Margaret Mitchell (mam nadzieję, że nikt się nie udusił ze śmiechu).
Jarząbek tworzy doskonały duet z Maryniką,


którą szczęśliwie wprowadziła do naszego Gaciowego towarzystwa ponad rok temu (właściwie gdyby napisały coś razem, miałyby szansę na sensacyjną literacką karierę międzynarodową).
Marynika w moich oczach to Artystka-Aktywistka! Na swój temat napisała: zupełnie dorosła, mama dwóch córek, wielbicielka książek, biegania po muzeach i gotowania . Zawodowo spełniona, lekko zaledwie naiwna optymistka.  
Co do naiwności, śmiem wątpić, jeśli zaś chodzi o resztę, mogę się jedynie zgodzić. Odnoszę nawet wrażenie, że Praca to jej Życie, Życie to jej Praca! Pierwsze skojarzenia, gdy przychodzi mi na myśl Marynika: sztuka, pasja, energia.  
Dodam, że nie chciałabym nigdy stanąć z Maryniką po przeciwnych strona barykady, bo w słownej potyczce z nią padłabym trupem po pierwszym zdaniu! Jest Królową zabawnej, niekiedy zjadliwej i cudownie trafnej riposty, puenty, zaskakujących sformułowań i spostrzeżeń... aż zazdrość bierze :) (za to ja chyba królową rymu częstochowskiego zostanę). Próbkę jej możliwości można przeczytać w recenzji do Paraiso Travel. Sama sobie wybrała Słownik wyrazów bliskoznacznych, choć ja bym dorzuciła jeszcze Szaleństwa panny Ewy Kornela Makuszyńskiego :)
Marynika ogromne zamiłowanie do sztuki dzieli z Ludeczką


która na pierwsze spotkanie minionej wiosny przyszła właśnie za jej sprawą. A co Ludeczka o Ludeczce napisała?
Lubię miłe towarzystwo i lubię się śmiać. Lubię też czytać, to oczywiste, niektóre książki po trzy razy, a inne tylko do połowy.
Jest z nami od niedawna, ale chyba od razu doskonale się w naszym towarzystwie odnalazła. Mimo cichego i spokojnego charakteru, szalenie zaangażowała się w nasze Klubowe sprawy. Poprosiłam, by kilka zdań o Ludeczce napisał Ktoś-kto-doskonale--zna:
Ludeczka, mama dwójki udanych synów, zdolna projektantka i pedagog w jednym, zapalona czytelniczka prawdziwych historii i reportaży. Wszechstronnie uzdolniona plastycznie i muzycznie, a przy tym wypróbowany i wierny przyjaciel. 
To pisałam ja, Marynika, która znajomością z Ludeczką cieszy się już od ponad ćwierć wieku :-)
Dla niej wybrałam Bezsenność w Tokio Marcina Bruczkowskiego. 

I tu (gładko?) przechodzimy do Wioli

która babski Clubbing uprawia z nami od początku (zabrzmiało to chyba dość perwersyjnie hm...)Ona i Mała Mi wsparły mnie jako pierwsze, choć Wiola z pewną taką nieśmiałością podeszła do pomysłu babskich spotkań klubowych. Co sama zresztą przyznaje: Nigdy nie lubiłam babskich spotkań, nudziły mnie i irytowały, więc mało się w tym względzie udzielałam. ALE... Nasze spotkania na pewno nie są nudne, raczej energetyczne, energetyzujące (RedBull?), zmienne (wbrew pozorom). Mój małżonek nie może się nadziwić, że wytrwałam w tym związku (klubowym) i coraz bardziej mi się podoba. Chociaż chyba wszystko (poza byciem kobietami) nas różni.
Te słowa są jej odpowiedzią na moją prośbę, by napisała kilka zdań o sobie :) Wniosek: nieśmiała? Może odrobinę, ale w kwestiach istotnych potrafi postawić na swoim. Świetnie zorganizowana i niezawodna. To ona jest naszym nadwornym Edytorem-Korektorem i pilnuje, żeby wszyscy poloniści świata nie zeszli na zawał, czytając moje teksty. Dla niej mam coś klasycznego, ale z pazurkiem, Sto lat samotności Gabriela Garcíi Marquez'a, a może jej ukochany Cień wiatru Carlosa Ruiza Zafona.
Mała Mi

została właściwie zmuszona do przyłączenia się do Klubu, po prostu w dniu, gdy podjęłam decyzję o założeniu naszego Zgromadzenia, poinformowałam ją, że została powołana do Służby :). Ponieważ jest to postać zdecydowanie zbyt skromna i nieśmiała, stanowi idealne przeciwieństwo osóbki, której imię przyjęła jako swój pseudonim. Nieuleczalna romantyczka, wielka miłośniczka epoki wiktoriańskiej i wszystkiego co klasycznie brytyjskie, carskie lub hiszpańskie. Niezwykle hojna i oddana przyjaciołom.
Mimo oporów, chyba jej się spodobało, bo napisała tak: Spotkania są rewelacyjne i fantastyczne - poszerzają horyzonty literackie. Chodzę na nie z potrzeby serca i ducha. Oczywiście jest całkiem możliwe, że dla świętego spokoju mówi mi, co chcę usłyszeć. Wybór dla Niej jest oczywisty! Duma i uprzedzenie Jane Austen + Północ i Południe Elizabeth Gaskell.
Następny proszę...
Lisseque,


też należy do najstarszego składu Gatek i od początku była entuzjastycznie nastawiona do mojego pomysłu, za co jestem jej bardzo wdzięczna. Znamy się i lubimy od wielu lat. Przychodzi mi na myśl milion słów, którymi mogłabym ją opisać, ale myślę, że to, co sama pisze o sobie, jest kwintesencją jej osoby:
Niech was nie zmyli puchate rude futerko, ten Lisseque ma jeszcze ostre kiełki i nieprzycięte pazurki. W swojej lisiej norce, kiedy już oporządzi lisią rodzinę, chętnie sięga po lekturę.
Podstawowe kryterium: ma być śmiesznie albo "o życiu" (patrz: lisie łzy), a najlepiej dwa w jednym.
Ulubiony autor: Marquez i Irving. Największy zawód literacki : "Mistrz i Małgorzata ".
Poza książką Lisseque lubi: dobrze zjeść, wypić niekoniecznie (jest zdecydowanie małolitrażowy) i żeby mu dali święty spokój!
Klub jest dla Lisseque'a spełnieniem dziewczęcych marzeń o przynależności do jakiejkolwiek wspólnoty (przerobił już i zdezerterował z niejednej), gdzie w swobodnej i błyskotliwej atmosferze będzie mógł spożywać zakazane cukry i śmiać się do łez. Trafiłam idealnie!
Szczera, zabawna, z genialnym poczuciem humoru i dystansem do samej siebie. Zawsze można na niej polegać i liczyć na wsparcie, z którego nie raz zdarzyło mi się korzystać.
Myślę, że to może być zaskoczenie dla wszystkich, ale dla Lisseque wybrałabym Wiedźmina Andrzeja Sapkowskiego, dodałabym może jeszcze Silmarillion J.R.R. Tolkiena.
Aktywną i bardzo oddaną członkinią Klubu od samego początku była moja kochana sąsiadka Nożycoręka.


Artystka-Stylistka-Fryzjerka o gołębim sercu, wiecznie zabiegana, z wyraźną awersją do wypowiedzi pisemnych, w związku z czym nie mogę jej zacytować! (Zdecydowanie kłóci się to z jej pomysłem wspólnego napisania książki o współczesnej Wildzie, ale może to ja mam pisać?) Kocha kryminały, koty, dzieci (nie tylko własne), wiecznie przearanżowuje swoje mieszkanie, świetnie naśladuje malarstwo Modiglianiego (strzeżcie się, marszandzi). Łatwość, z jaką nawiązuje kontakt z innymi, jest dla mnie wręcz magiczna, a jej dom to azyl dla wszystkich samotnych, zagubionych (sąsiadów zwłaszcza), potrzebujących (drinka, czekolady, 5 minut świętego spokoju) i nieostrzyżonych. Dla niej wybrałabym Małą księżniczkę Frances Burnett.
Inną moją sąsiadką należącą do Gaciastego grona jest Aga,


dołączyła do nas zaledwie kilka miesięcy temu i chyba się nie wystraszyła gromady rozkrzyczanych, gadatliwych bab, bo nadal pojawia się na spotkaniach. Cicha, spokojna i zawsze pogodna, ale całkiem możliwe, że to tylko pozory i jeszcze poznamy jej prawdziwą twarz balangowiczki. Młodziutka i dziewczęca z wyglądu (wszystkie jej tego zazdrościmy oczywiście), aż trudno uwierzyć, że ma 4-letniego synka, męża i gromadę kociaków... Wiele więcej napisać nie mogę, bo jeszcze zbyt dobrze się nie znamy, ale może "niepiśmienna" Nożycoręka mnie wyręczy. 
I... wyręczyła, choć w sposób dość zaskakujący!

Nasza Agnieszka, co na piątym mieszka,
Drobna i zgrabna, zwinna jak weszka.
Maraton dla niej to betka,
Taka z tej małej wielka Kobietka.
Przepiękny uśmiech i silny duch
W Mini-Agusi za dwóch.

Łał... Z pokorą oddaję Nożycorękiej koronę Królowej Rymu Częstochowskiego. Vivat Regina! Long Live the Queen!
Dla Agi Trzech panów w łódce nie licząc psa Jerome'a K. Jerome'a.
A teraz czas na Gipiurę
 

nasz najświeższy nabytek. Po ostatnim weekendzie padła propozycja, by zmienić jej pseudonim na La Luna. (Shakira pękłaby z zazdrości na widok jej tanecznych poczynań). Niespożyta energia! Ogromny pęd do zabawy, którego nikt by się po tej niepozornej, spokojnej na pierwszy rzut oka osóbce nie spodziewał. Mimo że na pierwszym spotkaniu choroba pozbawiła ją głosu, nie przeszkodziło to jej w natychmiastowym  nawiązaniu ze wszystkimi dziewczynami dobrych relacji  i aktywnym włączeniu się w życie Klubowe. Bardzo towarzyska... La Copa de la Vida.
Miał być Oskar i pani Róża Érica-Emmanueal Schmitta, ale po ostatnich wydarzeniach zmieniłam zdanie i mam dla niej Dom duchów Isabel Allende.
No i nadszedł czas na deser, czyli Pralinkę,


kolejną artystyczną duszę w naszym gronie. Słodka, skromna, najspokojniejsza i najcichsza osoba, jaką znam. Na moją propozycję dołączenia do Klubu zgodziła się natychmiast. Początkowo wspierała mnie, sprawując pieczę nad moim dzieckiem, a później powoli, jakoś spontanicznie stała się kimś więcej niż nianią. Mimo że zawsze przygotowana, rzadko zabiera głos, a jednak jej nieobecność jest dla nas każdorazowo zauważalna. Jest dobrym duchem naszego Klubu. Miejcie jednak świadomość, że może jeszcze nas wszystkich zaskoczyć. Niewiele osób wie, że z Pralinki swego czasu było niezłe ziółko :) Może jeszcze nie Kiki de Montparnasse, ale było blisko. Książki pochłania w ilościach hurtowych i mam wrażenie, że żaden gatunek jej nie odstrasza, no może z wyjątkiem poezji, ale to dotyczy nas wszystkich. Myślę, że to jej należy się Oskar i pani Róża Érica-Emmanueal Schmitta, a ekstra dorzucę jeszcze Małego Księcia Antoine'a de Saint-Exupéry'ego.

I tak dotarłam do końca. Jak mi poszło? Niektóre z dziewczyn znam tylko z naszych comiesięcznych spotkań i zbyt krótko, by coś więcej o nich napisać, ale myślę, że z czasem się to zmieni.
Oj, pewnie kilka gromów na mnie spadnie, może nawet mimo zimy za oknem czeka mnie jeszcze Jesień średniowiecza, ale co mi tam, twarda jestem i się nie boję!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz