sobota, 23 listopada 2013

Historia, której nie było, czyli Marynika kontra Matka Założycielka


O tym , że o gustach się nie dyskutuje ‒ ustalmy ‒ wiedzą wszyscy. Czy jednak moja negatywna ocena Życia miłosnego jest podyktowana wyłącznie osobistymi upodobaniami, powiedzmy, estetyczno-literackimi?
Otóż nie, bo książka nie należy do pozycji słabych czy banalnych, ale w moim odczuciu jest ‒ jakby to ująć? ‒ nieuczciwa. Moim największym zarzutem wobec niej jest nieprawdziwość historii. Nie chodzi mi o prawdę w sensie niemożliwości opisanych wydarzeń, ale o świadome ładowanie w treść powieści kawałków, które po prostu bez pudła zagrają na emocjach czytelnika. Przez cały czas miałam niemiłe wrażenie, że jestem świadkiem jakiejś gigantycznej manipulacji. Jakbym czytała rozbudowany przepis na bestseller!
- Atrakcyjna, zagubiona życiowa główna bohaterka, obdarzona niezobowiązującą pracą umysłową, zamężna z miłym dla kontrastu bohaterem i z całym bagażem klasycznych przypadków życiowych, jakich pełno we wstępie do psychoanalizy.
- Traumatyczny wątek z przeszłości rodziny uzasadniający jej rozpad i dający podwaliny dalszej fiksacji bohaterki.
- Cyniczny demon – starszawy, acz ciągle jurny kochanek, na dodatek kolega taty (jak się ten kompleks nazywa?).
- Dary losu ‒ niesamowite przypadkowe przypadki, jak np. umierająca ciotka przypadkiem dożywająca swoich dni wespół z żoną tegoż demonicznego kochanka.
- Porażający i obrzydliwy przeważnie seks w rożnych konfiguracjach.
- Spirala kłamstw bardziej lub mniej potrzebnych.
- Ofiary w ludziach i zwierzętach.
- Gadki moralne i wątki biblijne.
- Humus, kibuc i inne kulturowo odrębne zwyczaje, które wnoszą atrakcyjny powiew egzotyki.
A na samym wierzchu dający pole wyobraźni tytuł z najpopularniejszym słowem świata i zapowiedź przełamania tabu. Voilà! Bestseller gotowy, a wy się, dziewczyny, poryczcie!
Oddam sprawiedliwość, że autorka z całą pewnością pisać potrafi i książka nie jest pozbawiona „literatury“, ale dla mnie ta cała opowieść jest przede wszystkim naciągana, a przecież miała być taka prawdziwa, dowsobna, podnosząca pod światło energooszczędnej żarówki najbardziej delikatne okruchy skomplikowanej kobiecej duszy. Dla mnie to historia cynicznie obliczona na sukces.
I żeby było jasne, powiem jeszcze raz: nie twierdzę, że nie istnieją takie przypadki socjopatyczne jak główna bohaterka, wierzę, że można się zaplątać, i zapewne istnieją takie, a nawet bardziej dramatyczne losy, ale tych opisanych przez Zorayę nie kupuję – po prostu nie urzekła mnie jej historia, nie tym razem.

                                                                                                      Marynika

KONTRA 
Po przeczytaniu Twojej recenzji mam pewność, że książka Ci się nie podobała. Przyjmuję to do wiadomości, szanuję i rozumiem.
Pozwolę sobie jednak odpowiedzieć na Twoje zarzuty wobec powieści Shalev.
Nieuczciwa? W tym kontekście znacznie bardziej nieuczciwe są wszystkie „czytadła”: Grochole, Szwaje, Gutowskie, dochodzą do tego dzieła rodzimych filozofo-psychologo-artystów znających się na życiu,  że już o całej gamie autorów z importu nie wspomnę.
 Tak dla porównania - jak na tym tle wypada ukochana przez nas Piaskowa Góra i Chmurdalia.
- Nieprawdziwość historii i zbiegi okoliczności („dary losu”), atrakcyjna, zagubiona życiowo bohaterka, „traumatyczny wątek z przeszłości rodziny uzasadniający jej rozpad i dający podwaliny dalszej fiksacji bohaterki" - Piaskowa Góra i Chmurdalia z nich utkane.
- Spirala kłamstw - patrz: Jadwiga, jej matka itd.
- Cyniczny demon - żeby tylko jeden...
- Ofiary w ludziach i zwierzętach - aż nadto, że o udramatyzowaniu akcji spektakularnym samobójstwem i totalnie przewidywalnym spaleniu dawnych  kochanków nie wspomnę.
- Gadki moralne - oj, są też gatki, także moralne. Biblii może nie za wiele, ale za to dla równowagi wątki baśniowe śmiało można odhaczyć.
- Powiew egzotyki - dla współczesnych młodych ludzi (że już o reszcie świata nie wspomnę) PRL to "Afryka dzika".
Jedynie seks nie jest u Bator tak „malowniczy” jak w Życiu miłosnym.
Podsumowując, „świadome ładowanie w treść powieści kawałków, które po prostu bez pudła zagrają na emocjach czytelnika” do Piaskowej Góry i Chmurdalii pasuje „bez pudła”.
Oczywiście jest to porównanie nieadekwatne, są to literacko zupełnie przeciwne bieguny pisarstwa, zarówno w sferze poetyckiej, fabularnej, jak i językowej. Pozwoliłam sobie jedynie pokazać, że „przepis na bestseller” ma się nijak do realnej wartości i odbioru powieści.
...„a wy się dziewczyny poryczcie”. Serio?
I żeby nie było, ja bardzo szanuję twórczość pani Joanny  Bator.
A teraz moja odpowiedź dla tych, co ich mój porównawczy wybieg nie zachwycił bądź nie przekonał. Skupmy się wyłącznie na Shalev.
Nieprawdziwość historii? "I żeby było jasne, powiem jeszcze raz: nie twierdzę, że nie istnieją takie przypadki socjopatyczne jak główna bohaterka, wierzę, że można się zaplątać, i zapewne istnieją takie, a nawet bardziej dramatyczne losy". Nie twierdzisz, ale jednak twierdzisz.
Poza tym od kiedy to historia w powieści musi być prawdziwa bądź prawdopodobna?
„Humus, kibuc i inne kulturowo odrębne zwyczaje…” nie wnoszą żadnego atrakcyjnego powiewu egzotyki, jeśli wziąć pod uwagę, że pisarka pochodzi z Izraela, a tam „humus, kibuc i inne kulturowo odrębne zwyczaje” nie są kulturowo odrębne (humus to nawet w Polsce nie jest specjalnie odrębny). Równie dobrze można o to samo oskarżać dowolnego pisarza polskiego, w którego powieści pojawia się motyw dzielenia opłatkiem wigilijnym, w Izraelu to na pewno jest wielka egzotyka.
Gatki, jak i gadki moralne są tam raczej niemoralne.                                                       
Motywy biblijne, a i owszem, czemu nie? Bardzo sensownie wkomponowane.
„Atrakcyjna, zagubiona życiowa główna bohaterka…”
Bohaterka zamężna jest rzeczywiście „z miłym dla kontrastu bohaterem”, tyle że ten facet to jednak ciepłe kluchy bez charakteru. Tak zdecydowanie lepiej by było, gdyby był wstrętnym szowinistą, którego umęczona Ja'ara porzuca dla swego ideału. Można by się z nią utożsamić i jej współczuć, i łzę uronić. 

Autorka nie chciała napisać powieści o udanym życiu intelektualistki zakochanej w swym "miłym" mężu. Ta książka jest o niedojrzałej, popapranej dziewczynie, którą męczy "miły" mąż, za którego zresztą wyszła z czystej głupoty. 
Ta książka nie jest miła, sympatyczna, a co za tym idzie nie jest łatwa do czytania, co z kolei prowadzi do tego, że nie przyciąga rzeszy czytelników poszukujących łatwej i przyjemnej lektury. Zgadzam się, że wzbudza emocje, bo tak być powinno. Zasadniczo, jeśli nie jest to podręcznik do matematyki, to każda książka powinna jakieś wzbudzać (w sumie podręcznik do matmy zazwyczaj też wzbudza). Tutaj zarówno emocje, jak i bohaterka do najprzyjemniejszych nie należą. Ta powieść zdecydowanie nie jest lukrowanym różowym ciasteczkiem, babrze się w brzydkich i śmierdzących odpadkach ludzkiego życia.
"Traumatyczny wątek z przeszłości rodziny uzasadniający jej rozpad i dający podwaliny dalszej fiksacji bohaterki". I..? Cóż w tym literacko niewłaściwego i dlaczego ma to być wyznacznik chwytu literackiego pod publiczkę?
"Cyniczny demon – starszawy, acz ciągle jurny kochanek, na dodatek kolega taty". Po dwakroć i...?
"Porażający i obrzydliwy przeważnie seks w rożnych konfiguracjach. Spirala kłamstw bardziej lub mniej potrzebnych. Ofiary w ludziach i zwierzętach". Same zalety :) Wszystko w pełni uzasadnione, budujące napięcie i opisujące charakter bohaterów właśnie poprzez ich poczynania i okoliczności, w jakich żyli.
Czy autorka manipuluje czytelnikiem? Tak. To jest jej obowiązek!

PS Nie słyszałam jeszcze o autorze, który cynicznie nie liczyłby na sukces swej powieści.

                                                                                                                       Matka Założycielka


 

3 komentarze:

  1. Muszę powiedzieć, że nie wyobrażam sobie literatury bez manipulacji. Jakiż byłby jej sens, gdyby autor nie chciał wywołać w nas emocji, uwieść nas, przekonać, że świat jest taki, jak on go widzi. Prawdę powiedziawszy jesteśmy manipulowani ustawicznie: życie (bóg?) podrzuca nam ciągle różne tropy, trupy, katastrofy i inne wyciskacze łez, nie mówiąc już o łzawych historiach miłosnych z happy endem. Lub bez. Śmiejemy się i płaczemy, podziwiamy i wątpimy. Przepisy na bestseller wpisane są w nasz świat, a my ciągle dajemy się namówić na zakupy.

    OdpowiedzUsuń
  2. Rzeczywiście, tak jak napisała Bibliomateczka byłam poruszona, ale raczej temperaturą naszego spotkania niż samą lekturą. "Jak sama opowiada, po wielu latach poetyckich zmagań i niepowodzeniu jej pierwszej powieści Tańcząc, stojąc, Życie miłosne było ostatnim desperackim posunięciem, które miało zadecydować o jej pisarskiej przyszłości." ta desperacja jest niestety wyczuwalna. Nie lubię takich książek, Ludeczka

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie podobała mi się ta książka. Zupełnie nie moje klimaty. Może gdyby było inaczej zajmowałabym się raczej mózgiem niż skórą. Jednak.... Te emocje..... Książka nadal leży na schodach i czeka na moją decyzję czy zanieść ją na górę na półkę z książkami czy oddać komuś lub do biblioteki miejskiej (bo nie mają). Sama bym tej książki nie kupiła a jeśli nawet to po 20 stronach bym z obrzydzeniem porzuciła. Za to cenię "Gatki". czytam nie tylo to "na mój gust". I o to właśni mi chodziło jak o Was usłyszałam. Do zobaczenia, Doktórka Skórka

    OdpowiedzUsuń