O tym , że o
gustach się nie dyskutuje ‒ ustalmy ‒ wiedzą wszyscy. Czy jednak
moja negatywna ocena Życia miłosnego jest podyktowana wyłącznie osobistymi
upodobaniami, powiedzmy, estetyczno-literackimi?
Otóż nie, bo
książka nie należy do pozycji słabych czy banalnych, ale w moim odczuciu
jest ‒ jakby to ująć? ‒ nieuczciwa. Moim
największym zarzutem wobec niej jest nieprawdziwość historii. Nie chodzi
mi o prawdę w sensie niemożliwości opisanych wydarzeń, ale o świadome
ładowanie w treść powieści kawałków, które po prostu bez pudła zagrają na
emocjach czytelnika. Przez cały
czas miałam niemiłe wrażenie, że jestem świadkiem jakiejś gigantycznej
manipulacji. Jakbym czytała rozbudowany przepis na bestseller!
-
Atrakcyjna, zagubiona życiowa główna bohaterka, obdarzona niezobowiązującą
pracą umysłową, zamężna z miłym dla kontrastu bohaterem i
z całym bagażem klasycznych przypadków życiowych, jakich pełno we
wstępie do psychoanalizy.
-
Traumatyczny wątek z przeszłości rodziny uzasadniający jej rozpad i dający
podwaliny dalszej fiksacji bohaterki.
- Cyniczny
demon – starszawy, acz ciągle jurny kochanek, na dodatek kolega taty (jak
się ten kompleks nazywa?).
- Dary losu ‒ niesamowite przypadkowe przypadki, jak np.
umierająca ciotka
przypadkiem dożywająca swoich dni wespół z żoną tegoż demonicznego
kochanka.
- Porażający
i obrzydliwy przeważnie seks w rożnych konfiguracjach.
- Spirala
kłamstw bardziej lub mniej potrzebnych.
- Ofiary w
ludziach i zwierzętach.
- Gadki
moralne i wątki biblijne.
- Humus,
kibuc i inne kulturowo odrębne zwyczaje, które wnoszą atrakcyjny
powiew egzotyki.
A na samym
wierzchu dający pole wyobraźni tytuł z najpopularniejszym słowem
świata i zapowiedź przełamania tabu. Voilà! Bestseller gotowy, a wy się, dziewczyny,
poryczcie!
Oddam
sprawiedliwość, że autorka z całą pewnością pisać potrafi i książka nie
jest pozbawiona „literatury“, ale dla mnie ta cała opowieść jest przede
wszystkim naciągana, a przecież miała być taka prawdziwa, dowsobna, podnosząca
pod światło energooszczędnej żarówki najbardziej delikatne okruchy skomplikowanej
kobiecej duszy. Dla mnie to historia cynicznie obliczona na sukces.
I żeby było
jasne, powiem jeszcze raz: nie twierdzę, że nie istnieją takie przypadki
socjopatyczne jak główna bohaterka, wierzę, że można się zaplątać, i zapewne
istnieją takie, a nawet bardziej dramatyczne losy, ale tych opisanych przez Zorayę
nie kupuję – po prostu nie urzekła mnie jej historia, nie tym razem.
Marynika
KONTRA
Po
przeczytaniu Twojej recenzji mam pewność, że książka Ci się nie podobała.
Przyjmuję to do wiadomości, szanuję i rozumiem.
Pozwolę
sobie jednak odpowiedzieć na Twoje zarzuty wobec powieści Shalev.
Nieuczciwa?
W tym kontekście znacznie bardziej nieuczciwe są wszystkie „czytadła”: Grochole,
Szwaje, Gutowskie, dochodzą do tego dzieła rodzimych filozofo-psychologo-artystów znających
się na życiu, że już o całej gamie autorów z importu nie wspomnę.
Tak
dla porównania - jak na tym tle wypada ukochana przez nas Piaskowa Góra i Chmurdalia.
- Nieprawdziwość
historii i zbiegi okoliczności („dary losu”), atrakcyjna, zagubiona życiowo
bohaterka, „traumatyczny wątek z przeszłości
rodziny uzasadniający jej rozpad i dający podwaliny dalszej fiksacji bohaterki" - Piaskowa Góra i Chmurdalia są z nich utkane.
- Spirala
kłamstw - patrz: Jadwiga, jej matka itd.
- Cyniczny
demon - żeby tylko jeden...
- Ofiary
w ludziach i zwierzętach - aż nadto, że o udramatyzowaniu akcji spektakularnym
samobójstwem i totalnie przewidywalnym spaleniu dawnych kochanków nie
wspomnę.
- Gadki
moralne - oj, są też gatki, także moralne. Biblii może nie za wiele, ale
za to dla równowagi wątki baśniowe śmiało można odhaczyć.
-
Powiew egzotyki - dla współczesnych młodych ludzi (że już o reszcie świata nie
wspomnę) PRL to "Afryka dzika".
Jedynie
seks nie jest u Bator tak „malowniczy” jak w Życiu miłosnym.
Podsumowując, „świadome ładowanie w treść powieści kawałków, które po prostu bez pudła
zagrają na emocjach czytelnika” do Piaskowej Góry i Chmurdalii pasuje „bez
pudła”.
Oczywiście
jest to porównanie nieadekwatne, są to literacko zupełnie przeciwne bieguny
pisarstwa, zarówno w sferze poetyckiej, fabularnej, jak i językowej. Pozwoliłam
sobie jedynie pokazać, że „przepis na bestseller” ma się nijak do realnej
wartości i odbioru powieści.
...„a
wy się dziewczyny poryczcie”. Serio?
I
żeby nie było, ja bardzo szanuję twórczość pani Joanny Bator.
A
teraz moja odpowiedź dla tych, co ich mój porównawczy wybieg nie zachwycił bądź
nie przekonał. Skupmy się wyłącznie na Shalev.
Nieprawdziwość
historii? "I żeby było jasne, powiem
jeszcze raz: nie twierdzę, że nie istnieją takie przypadki socjopatyczne jak
główna bohaterka, wierzę, że można się zaplątać, i zapewne istnieją takie, a
nawet bardziej dramatyczne losy". Nie twierdzisz, ale jednak twierdzisz.
Poza
tym od kiedy to historia w powieści musi być prawdziwa bądź prawdopodobna?
„Humus,
kibuc i inne kulturowo odrębne zwyczaje…” nie wnoszą żadnego atrakcyjnego
powiewu egzotyki, jeśli wziąć pod uwagę, że pisarka pochodzi z Izraela, a tam
„humus, kibuc i inne kulturowo odrębne zwyczaje” nie są kulturowo odrębne
(humus to nawet w Polsce nie jest specjalnie odrębny). Równie dobrze można o to
samo oskarżać dowolnego pisarza polskiego, w którego powieści pojawia się motyw
dzielenia opłatkiem wigilijnym, w Izraelu to na pewno jest wielka egzotyka.
Gatki,
jak i gadki moralne są tam raczej niemoralne.
Motywy
biblijne, a i owszem, czemu nie? Bardzo sensownie wkomponowane.
„Atrakcyjna, zagubiona życiowa główna bohaterka…”
„Atrakcyjna, zagubiona życiowa główna bohaterka…”
Bohaterka
zamężna jest rzeczywiście „z miłym dla kontrastu bohaterem”, tyle że ten facet
to jednak ciepłe kluchy bez charakteru. Tak zdecydowanie lepiej by było, gdyby
był wstrętnym szowinistą, którego umęczona Ja'ara porzuca dla swego ideału.
Można by się z nią utożsamić i jej współczuć, i łzę uronić.
Autorka
nie chciała napisać powieści o udanym życiu intelektualistki zakochanej w swym
"miłym" mężu. Ta książka jest o niedojrzałej, popapranej dziewczynie,
którą męczy "miły" mąż, za którego zresztą wyszła z czystej głupoty.
Ta
książka nie jest miła, sympatyczna, a co za tym idzie nie jest łatwa do
czytania, co z kolei prowadzi do tego, że nie przyciąga rzeszy czytelników
poszukujących łatwej i przyjemnej lektury. Zgadzam się, że wzbudza emocje, bo
tak być powinno. Zasadniczo, jeśli nie jest to podręcznik do matematyki, to
każda książka powinna jakieś wzbudzać (w sumie podręcznik do matmy zazwyczaj
też wzbudza). Tutaj zarówno emocje, jak i bohaterka do najprzyjemniejszych nie
należą. Ta powieść zdecydowanie nie jest lukrowanym różowym ciasteczkiem,
babrze się w brzydkich i śmierdzących odpadkach ludzkiego życia.
"Traumatyczny wątek z przeszłości rodziny uzasadniający jej rozpad i dający podwaliny dalszej fiksacji bohaterki". I..? Cóż w tym literacko niewłaściwego i dlaczego ma to być wyznacznik chwytu literackiego pod publiczkę?
"Cyniczny demon – starszawy, acz ciągle jurny kochanek, na dodatek kolega taty". Po dwakroć i...?
"Porażający i obrzydliwy przeważnie seks w rożnych konfiguracjach. Spirala kłamstw bardziej lub mniej potrzebnych. Ofiary w ludziach i zwierzętach". Same zalety :) Wszystko w pełni uzasadnione, budujące napięcie i opisujące charakter bohaterów właśnie poprzez ich poczynania i okoliczności, w jakich żyli.
"Traumatyczny wątek z przeszłości rodziny uzasadniający jej rozpad i dający podwaliny dalszej fiksacji bohaterki". I..? Cóż w tym literacko niewłaściwego i dlaczego ma to być wyznacznik chwytu literackiego pod publiczkę?
"Cyniczny demon – starszawy, acz ciągle jurny kochanek, na dodatek kolega taty". Po dwakroć i...?
"Porażający i obrzydliwy przeważnie seks w rożnych konfiguracjach. Spirala kłamstw bardziej lub mniej potrzebnych. Ofiary w ludziach i zwierzętach". Same zalety :) Wszystko w pełni uzasadnione, budujące napięcie i opisujące charakter bohaterów właśnie poprzez ich poczynania i okoliczności, w jakich żyli.
Czy
autorka manipuluje czytelnikiem? Tak. To jest jej obowiązek!
PS
Nie słyszałam jeszcze o autorze, który cynicznie nie liczyłby na sukces swej
powieści.
Matka Założycielka
Muszę powiedzieć, że nie wyobrażam sobie literatury bez manipulacji. Jakiż byłby jej sens, gdyby autor nie chciał wywołać w nas emocji, uwieść nas, przekonać, że świat jest taki, jak on go widzi. Prawdę powiedziawszy jesteśmy manipulowani ustawicznie: życie (bóg?) podrzuca nam ciągle różne tropy, trupy, katastrofy i inne wyciskacze łez, nie mówiąc już o łzawych historiach miłosnych z happy endem. Lub bez. Śmiejemy się i płaczemy, podziwiamy i wątpimy. Przepisy na bestseller wpisane są w nasz świat, a my ciągle dajemy się namówić na zakupy.
OdpowiedzUsuńRzeczywiście, tak jak napisała Bibliomateczka byłam poruszona, ale raczej temperaturą naszego spotkania niż samą lekturą. "Jak sama opowiada, po wielu latach poetyckich zmagań i niepowodzeniu jej pierwszej powieści Tańcząc, stojąc, Życie miłosne było ostatnim desperackim posunięciem, które miało zadecydować o jej pisarskiej przyszłości." ta desperacja jest niestety wyczuwalna. Nie lubię takich książek, Ludeczka
OdpowiedzUsuńNie podobała mi się ta książka. Zupełnie nie moje klimaty. Może gdyby było inaczej zajmowałabym się raczej mózgiem niż skórą. Jednak.... Te emocje..... Książka nadal leży na schodach i czeka na moją decyzję czy zanieść ją na górę na półkę z książkami czy oddać komuś lub do biblioteki miejskiej (bo nie mają). Sama bym tej książki nie kupiła a jeśli nawet to po 20 stronach bym z obrzydzeniem porzuciła. Za to cenię "Gatki". czytam nie tylo to "na mój gust". I o to właśni mi chodziło jak o Was usłyszałam. Do zobaczenia, Doktórka Skórka
OdpowiedzUsuń